— Niech ci Bóg wynagrodzi! — odpowiedzieli jednogłośnie wszyscy.
I bryka ruszyła, turkocąc po zmarzłej drodze.
Zrazu siedzieli wszyscy, pod wrażeniem oczekiwanych wypadków, w milczeniu. Wóz toczył się środkiem ogromnych lasów, obszernych, jałowych, samotnych równin, przez wzgórza i doliny, coraz dalej a dalej. Dziecię głęboko usnęło na kolanach matki. Staruszka zapomniała o swoich przywidzeniach, trwożliwość opuściła nawet Elżbietę, a sen skleił jej powieki, i jechali dalej wśród głuchej, ciemnej nocy. Jeden tylko Fineasz czuwał, uprzyjemniając sobie drogę poświstywaniem wesołych piosnek, jak gdyby nie groziło im żadne niebezpieczeństwo.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/e/e9/Chata_wuja_Tomasza_page175.jpg/380px-Chata_wuja_Tomasza_page175.jpg)
Około godziny trzeciej posłyszał Jerzy przyspieszony tętent kopyt końskich i trącił łokciem Fineasza. Fineasz zatrzymał konie i zaczął się przysłuchiwać.
— Zdaje się, że to Michał, poznaję galop jego konia. — Mówiąc to, powstał ze swego siedzenia i pilnie wpatrywał się w miejsce, skąd go tętent dochodził.
Jeździec pędził wyciągniętym kłusem. Tak, to on — zawołał Fineasz — bez wątpienia, to on.