Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.
233
przez Boecker Stove

— Ale dlaczegoś go bił kiedy nato nie zasłużył?
— A drugim razem może ciężko zawinić i kary uniknie. Wierzaj mi, Ewunio, że dla Dodo kilka uderzeń nigdy nie jest zbytecznych, on dziwnie uparty. Zresztą, jeżeli ci się to nie podoba, nie będę go bił w obecności twojej.
Odpowiedź taka wcale nie zadowoliła Ewuni, lecz zrozumiała, że napróżnoby tłómaczyła pięknemu kuzynowi swoje pojęcia w tym względzie.
Wkrótce przyprowadził Dodo napowrót konia.
— O! teraz, Dodo, zrobiłeś wszystko, jak się należy — rzekł młody Henryk łagodnie. — Trzymajże konia panny Ewuni, póki nie pomogę jej wsiąść.
Poszedł Dodo do konia Ewuni z twarzą smutną, ze śladami łez jeszcze nieuschłych.
Henryk, który uważał siebie za wzór grzecznego i zręcznego kawalera, w jednej chwili posadził na siodło śliczną swoją kuzynkę i podał jej cugle.
Ewunia zwróciła się w stronę, gdzie stał Dodo, z rąk którego w tej chwili pan jego wziął trenzle, a dziękując mu ukłonem, rzekła:
— Zuch z ciebie, Dodo, dziękuję ci!
Dodo z zdziwieniem podniósł głowę, spojrzał na anielską twarz dziewczęcia, krew nabiegła mu do twarzy, w oczach błysnęły łzy.
— Chodźno — zawołał rozkazująco Henryk.
Dodo przytrzymał konia, którego dosiadał jego panicz.
— Oto masz kilka groszy na cukier lodowaty — rzekł Henryk. — Idź, kup sobie.
I Henryk pojechał za Ewunią. Dodo stał nieporuszony, patrząc za oddalającemi się dziećmi. Jeden dał mu pieniędzy, druga, co było dla niego droższe, — dobre słowo z współczuciem wyrzeczone. Biedny Dodo niedawno jeszcze rozstał się z swą matką. — Młody pan kupił go w magazynie; ładna twarz chłopaka zdawała mu się doskonałą do utworzenia harmonijnej całości z prześlicznym jego koniem; i sam starał się go wychować.
Bracia Saint-Clare, przechadzając się w drugiej części parku, byli świadkami sceny, co dopiero opisanej.
Rumieniec pokrył twarz Augustyna, jednak rzekł ze zwyczajną sobie żartobliwą obojętnością:
— Nieprawdaż Alfredzie, że to jest, co nazywamy republikańskiem wychowaniem?
— Henryk, to czysty djabełek, gdy go kto podraźni, — odrzekł machinalnie Alfred.
— I cóż, zapewne znajdujesz, że podobne postępowanie jest dla niego pożytecznem ćwiczeniem na później? — zapytał chłodno Augustyn.
— Tego już się nie da zmienić, chociażbym i chciał. Henryk jest nadzwyczaj popędliwy; wszelkie perswazje na nic się nie zdadzą, wszelako i Dodo wielki roztrzepaniec, najsroższe baty nie pomogą.
— Wszystko to powinno posłużyć Henrykowi do lepszego zrozumienia pierwszego wiersza naszego republikańskiego katechizmu...