Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
292
Chata wuja Tomasza

Adolfa kupił za ogromną sumę ów elegant, któremu się tak bardzo podobał. Inni służący pana Saint-Clare dostali się w rozmaite ręce.
— Na ciebie kolej, chłopcze! co! nie słyszysz? — wrzasnął woźny na Tomasza.
Tomasz wszedł na podwyższenie, rzucając niespokojnym wzrokiem naokoło siebie. Wyliczanie woźnego w mowie francuskiej i angielskiej przymiotów Tomasza, krzyżowy ogień licytowania w dwóch językach; stuknięcie młotka przy głośnem wyraźnem wymówieniu ostatniej sumy dolarów, dziwnie zlały się w jakiś chaotyczny szum. Ogłoszono nakoniec ostatecznie ofiarowaną sumę, i Tomasz dostał pana.
Zepchniętego z podwyższenia, gruby jegomość z wołową głową chwycił za ramię, odprowadził na stronę i ochrypłym głosem zawołał: „czekaj tu!“
Tomasz mógł zaledwo pojąć, co się z nim dzieje. Licytacja odbywa się dalej. Języki dwóch najcywilizowańszych krajów, spierają się o pierwszeństwo na rynku dusz nieśmiertelnych i ciał ludzkich; przedstawiciele dumnych tych narodów i tu pierwszeństwa nie chcą nikomu ustąpić. Młotek opada... Zuzanna sprzedana. Schodząc z podwyższenia, obraca się ku biednej swej córce, która z okropną boleścią wyciąga ku niej ręce, błagając z niemą rozpaczą o pomoc. Nieszczęsna matka spojrzała na swego właściciela, był to mężczyzna nie pierwszej młodości, poważny, nakazujący uszanowanie dla siebie, fizjognomji przyjemnej.
— O panie! błagam cię, kup i moją córkę! — zawołała Zuzanna rozdzierającym głosem.
— Chciałbym — ale się lękam, czy dosyć będę miał pieniędzy — rzekł, spoglądając na młodą dziewczynę, która weszła na podwyższenie, niespokojnie rzucając wzrok naokoło siebie.
Krew wzburzona pokryła ślicznym rumieńcem bladą jej twarz, gorączkowy płomień ożywił oczy i matka zadrżała, widząc ją tak piękną, jak nigdy. Woźny korzystając z chwili, z namiętnem zachwyceniem zaczął opisywać przymioty swego towaru dziwnym, anglo-francuskim makaronizmem; cena szybko postępuje w górę.
— Zrobię wszystko, co będzie w mej możności — zawołał właściciel Zuzanny, i łącząc się do kupujących, położył cenę; lecz natychmiast cena niesłychanie poszła w górę i o wiele przewyższyła sumę, którą posiadał, — zamilkł... Taksator się zapala, kupujący odstępują, pozostaje tylko stary arystokrata z Nowego-Orleanu i nasz znajomy z wołowym karkiem i takąż głową. Arystokrata, wzgardliwie zmierzywszy okiem swego przeciwnika, podniósł jeszcze kilka razy cenę; lecz uparty brutal, czując pełną kiesę, zwycięża... spór ustaje... Oto i uderzenie młotka! — Biedna dziewczyno! Jeden Bóg może cię tylko wybawić! — Należy nieszczęśliwa od tej chwili z ciałem i duszą do nieokrzesanego człowieka, do posiadacza ogromnej plantacji bawełny na brzegach rzeki Czerwonej. Płacząc, oddala się, w towarzystwie Tomasza i innych dwóch od matki swojej może na wieki.
Właściciel Zuzanny szczerze się litował nad nieszczęśliwą dziewczyną, lecz „podobne rzeczy zdarzają się codziennie, przy każdej licytacji; tam matki płaczą po stracie córek, córki rozpaczają po matkach