Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/35

Ta strona została przepisana.

„Mdlej, prędko! Na co czekasz?” Dawid przewracał się na plecy i tak leżał. A Dyrko przeszkadzał okropnie i w najważniejszej chwili wypuścił na nich woźnego. Woźny wpadł na scenę z okrzykiem: „Jest!”, i podał Hamanowi miecz. Baruch Oks nie zgapił się wcale i powiedział jego własnymi słowami: „Co to ma być, znowu spóźnienie?” Publiczność poznała się na rzeczy i wybuchnęła śmiechem, a woźny zbaraniał. W końcu udało się go przegnać i przedstawienie potoczyło się dalej. Haman intrygował ciągle przeciwko Żydom, lecz nic mu z tego nie wyszło, bo król Aswerus leżał pod pantoflem Estery i słuchał chętnie rad Mardocheusza. Potem wjechała na scenę szubienica, na której zawisł zły Haman, i...
Mówi wuj Szmuel:
— Alianci przystępują do wojny i wszystko razem potrwa miesiąc. — Jego lewe ramię gestykuluje wymownie, aż po łokieć. — O, wa! A w najgorszym razie — z udanym namysłem przechyla się w lewo, w stronę dziadka — w najgorszym razie do zimy. Niemcy zdążą latem wysłać nas na Madagaskar, i po krzyku.
Mówi ojciec:
— Swego czasu słyszałem, że na Smoczej urodziło się pewnym ludziom dziecko, które ledwo przyszło na świat, zapowiedziało, że najdalej na nowy rok, w dzień Rosz Haszana, wszyscy Żydzi zostaną ocaleni. A potem umarło.
Wuj Szmuel macha na to ręką.
— W dzień Rosz Haszana? Et, nowy rok już minął.
Wuj Gedali pyta ze śmiertelną powagą:
— I nic więcej nie zdążyło powiedzieć, Jakow?
Ciotka Chawa bez namysłu postawiła przed wujem Szmuelem herbatę, którą niosła dla dziadka;