Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

Wielki Boże!... mieliżby zatem istnieć i starozakonni międzyplanetarni?...


∗                              ∗

Myli się ten, kto sądzi, że od burzy nie można przejść do kwestyi społecznych, — straty bowiem, jakie w wielu miejscowościach spowodował grad, są także kwestyami społecznemi.
Myli się i ten, kto sądzi, że damy mu dokładny a malowniczy opis burzy gradowej, jak również i ten, kto przypuszcza, że wezwiemy ogół do składek dla dotkniętych klęską biedaków. Nie o składki nam bowiem chodzi, ale o środki zabezpieczające przeciw podobnym nieszczęściom.
Od najdawniejszych czasów ludzie asekurowali się od gradobicia.
Pobożni ojcowie nasi, wierząc w to, że wszystko od Boga pochodzi, na granicach majątków swoich zakopywali sól Ś-ej Agaty, a w czasie burzy obnosili po domu obrazy i dzwonki loretańskie.
My, ukształceni następcy ich, w pierwszych latach naszego gospodarstwa radziliśmy sobie inaczej. Wierząc w to, że grad od elektryczności pochodzi, zakopywaliśmy na polach wysokie drągi, celem ściągnięcia fluidu elektrycznego z chmur na ziemię. W domach zaś zamykaliśmy drzwi, kominy i okna, dla usunięcia cugów, sprowadzających pioruny.
Środki te jednak okazały się niepraktycznymi. Bez względu na nasze wiadomości z zakresu fizyki i nasze anti-elektryczne drągi, grad nas bił, jak i naszych ojców, a skutki zostawiał po sobie nie-