Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

żary, niesione przez niego w rękach. Otóż przyszła melioracyjna komisya Saskiego ogrodu, między tysiącznemi pytaniami, jakie się nastręczą, rozebrać musi i dwa następne:
1. Jakiego koloru binokle nosić powinny bose chłopaki, sprzedające pisma humorystyczne w obrębie ogrodu?
2. Ile par binokli powinna włożyć na nos kucharka, która chce przenieść n. p. ćwiartkę cielęciny z za Żelaznej Bramy na Saski Plac?
Tyle o melioracyach ogrodowych. Przechodzę obecnie do komisyi sanitarnej.
Znawcy domyślają się, że ciało to mieć będzie dużo zajęcia. Domyślam się i ja tego, choć znawcą nie jestem, a nadto podsunę komisyi do wszechstronnego zbadania i potwierdzenia lub od rzucenia dwie uwagi:
1. Czy nie należałoby już dziś handlujących trunkami obywateli skłonić do tego, ażeby myli swoje butelki, trafić się bowiem może (com widział na własne oczy), że pijący piwo znajdzie na dnie flaszki warstwę much, grubą na średni palec.
2. Czy nie byłoby możliwem usunąć stopniowo rynsztoki brukowane, a zastąpić je asfaltowymi, które (według zapewnień specyalistów) nie pochłaniają obrzydliwości miejskich? Lodu w rynsztokach podobnych nie możnaby wprawdzie wyrąbywać żelaznymi drągami, lecz usuwać za pomocą soli morskiej, która (o ile mówiono) i tanio kosztuje i wybornie lód topi.
Pozostaje kwestya Muzeum przemysłowego.