Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

wiają brody. Ten amerykański sposób noszenia zarostu tak dalece w umyśle moim skojarzył się z pojęciem energii, że po powrocie do kraju jak najusilniej zalecać go będę moim współziomkom, którzy na nadmiar energii nigdy podobno utyskiwać nie mogą.
Nim to nastąpi, posyłam wam kilka rysów, charakteryzujących społeczeństwo tutejsze.


∗                              ∗

Mały Tom Adams, syn mojego gospodarza, chodzi do szkół. W tym roku dostał promocyę i wybił oko jednemu ze swych przyjaciół.
Wczoraj spotkałem go w sieni z paką książek i bukietem róż w rękach.
— Gdzie niesiesz, sir, te kwiaty? — spytałem go.
— Na sprzedaż.
— Na sprzedaż?!...
— Rozumie się!
— A ileż byś chciał, sir, za swój bukiet?
— Od was, jako od gentlemana, wezmę trzy dolary.
Zgłupiałem. Ponieważ jednak w połowie Lipca za moja powieść wziąłem taką masę pieniędzy, że po prostu nie wiem co z niemi robić, dałem mu więc trzy dolary.
Bezwstydny chłopiec wziął monetę, wrócił do mieszkania, oddał ojcu dwa dolary na rachunek stołu i stancyi, zapłacił ogrodnikowi kilkanaście kopiejek za wzięty bukiet i poszedł do szkoły gwi-