Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

chciałbym też, aby w razie mojej śmierci żona poszła na chleb krewnych, a dzieci zostały ulicznikami. Dlatego, proszę cię, wskaż mi: w jaki to sposób i z czego mianowicie mam robić oszczędności?!!
„Oczekuję rady na wybicie klina z głowy.“
Masz tedy miłosierna i kochająca sztukę Warszawo, koncert swojski. Pani Patti śpiewała artystycznie, ale bez czucia; ten — zaśpiewał po prostu, ale z czuciem. O bodajby ta bezimienna skarga otworzyła nam oczy, oduczyła nas lekkomyślnego wyrzucania pieniędzy obcym, a rozumnego współczucia dla biedy własnej!
Wszyscy klepią, że jesteśmy miłosierni, jak nikt w świecie. A i cóż zrobiło nasze miłosierdzie? Namnożyło dziadów i nędzy, lecz nikomu nie dało środków do pracy.
Mamy towarzystwa muzykalne, lecz nie mamy szkoły rzemieślniczej; to też za parę lat, przy Bożej pomocy, wyjdzie transport artystów, którzy nie będą już mieli komu grać i z czego wyżyć. Oj! wolałby każdy z nich wówczas umieć sztukę łatania butów, niż wygrywania sonat!
W każdym domu jest fortepian, lecz nigdzie niema: tokarni, małego warsztatu stolarskiego lub ślusarskiego. Oj! wolałyby dzieci nasze ruszać nogą pedał warsztatu lub maszyny do szycia, niż wydymać miechy pokojowych organów i fisharmonii!...
— Czego chce ten szatan?! — wrzaśnie jaka dewotka, albo wybrakowany idealista. — On chce stłumić w sercach boski ogień poezyi, zamiłowanie