Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/415

Ta strona została uwierzytelniona.

dzą przez okulary pesymizmu, nie warto żyć i pracować na ogólną pogardę.


∗                              ∗

Dbały o bezpieczeństwo Warszawy Kuryer Codzienny ostrzega nas, abyśmy ostrożnie kupowali pomarańcze malinowe; piękny ten owoc bowiem bywa przez handlarzy fałszowanym. Ale w jaki sposób? W najzwyczajniejszy. Panowie ci, aby nadać pomarańczy kolor czerwony, posługują się farbą, a nawet... krwią!
Czy do fałszowania pomarańcz używają handlarze farby — nie wiem, na krew jednak zgodziłbym się prędzej. Domyślam się nawet, że w niecnych swoich machinacyach posługiwać się muszą niewinną krwią Kuryera Codziennego, który skutkiem utraty tego szacownego likworu, niekiedy strasznie majaczy.
W panu hr. Tarnowskim, na ostatnim jego odczycie odezwała się przecie żyłka krakowska, począł bowiem na głowy licznie zebranej publiczności rzueać... tylko nie promienie błogosławieństw i nie gromy klątw, ale: „osły,“ „muły,“ „żaby“ i t. d. Teraz dobiero demokraci przekonali się, że przepowiadając emigracyę szanownego profesora do naszych demokratycznych zastępów, musiałem być natchniony duchem wieszczym. Lecz mimo to, pożegnalny ów wybuch oratorskiego entuzyazmu nie zadowolnił ich.
Przedewszystkiem tedy bracia demokraci sądzili, że zamieniać dzienniki i audytorya na obory i stajnie mają prawo tylko ci, którzy wylegitymują się, że: przynajmniej w ciągu sześciu pokoleń po