Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

wienie nabożeństwa — ale odmówiłem, ponieważ nie jestem duchownym. Lecz podróżni nalegali, żebym miał przemowę w sali jadalnej. Senator Sewell odprawił nabożeństwo. Po dziesięciu dniach podróży i wspaniałej pogody, podczas której nie cierpiałem ani razu na morską chorobę, wylądowaliśmy w ciekawem mieście Antwerpii, w Belgii.
Nazajutrz było jedno z licznych świąt, obchodzonych w tym kraju. Dzień był prześliczny, słoneczny. Okna naszego pokoju wychodziły na wielki plac i widok ten miał dla mnie niewymowny urok nowości. Wieśniacy, obładowani kwiatami na sprzedaż, kobiety z małemi wózkami zaprzężonemi w wielkie psy, ciągnące na wózkach naczynia z mlekiem, tłum tłoczący się do katedry — wszystko to było widokiem nowym dla mnie.
Po kilku dniach pobytu w Antwerpii wybraliśmy się do Holandyi w towarzystwie kilku Amerykanów, między innymi Edwarda Marshalla, i paru artystów, którzy jechali z nami. Krótka ta wycieczka była prześliczna. Dodawało jej uroku to, że, staroświeckim obyczajem, płyniemy kanałem i na starym statku, mogliśmy w ten sposób łatwiej studyować zwyczaje miejscowej ludności. Zwiedziliśmy w ten sposób Rotterdam i Hagę, gdzie odbywał się wtedy kongres pokoju i gdzie zostaliśmy uprzejmie przyjęci przez przedstawicieli Ameryki.
Holandya zrobiła na mnie wrażenie swoją znakomitą uprawą roli i wspaniałemi stadami bydła. Zachwyciło mnie zużytkowanie najmniejszego skrawka ziemi — o czem my w Ameryce nie mamy pojęcia, zdawało mi się, że tu nie zmarnują nawet centymetra gruntu. Warto było odbyć tę podróż choćby dla zobaczenia tych stad, trzystu lub czterystu sztuk bydła, paszącego się na ciemno-zielonych pastwiskach.
Wróciliśmy przez Belgię, zatrzymując się tylko w Brukselli dla zwiedzenia pola bitwy pod Waterloo. Ztamtąd pośpieszny pociąg dowiózł nas do