Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/123

Ta strona została przepisana.

swe różowawe promienie na drżące liście, sperlone kropelkami dopiéro co spadłego dészczu, i rozbija się w nich na tysiące tęcz drobnych. Ćwirkanie ptaszka nieśmiało się odzywa śród huku kaskady, i cały obraz, pełen krasy życia i wesołości, uśmiécha się do wędrowca marzycielsko i oblewa duszę jego dziwnym rodzajem szczęścia pełnego tęsknoty. A tu, obok téj romantycznéj sielanki, po za gruppami drzew, wystrzeliły ku niebu nagie wieżyska, pomiędzy niemi zaś oko przedziera się ku pustyni kamiennéj, która się u stóp Wagi i Wysokiéj roztacza!
Wstąpiwszy nagle z ruiny i rumowiska do tego zaczarowanego zakątka, nie mogłem się oderwać od jego widoku i jakby wpół senny powtarzałem słowa Asnyka:

O wielki poemacie natury! Któż może
Iść w ślad za twych piękności natchnieniem wieczystém.
Któż wyrzeźbi kamienne wodospadu łoże,
I zapali rumieńce na niebie gwiaździstém!

Czemuż turyści nie zwiédzają tego lubego arkadyjskiego ustronia? Czemuż w Zakopanem nic o niém nie mówią?




We dwie godziny późniéj, po wyłącznie leśnéj wędrówce w dolinie Białéj Wody, przybyliśmy do schroniska w Roztoce; zkąd nazajutrz rano, zamiast się udać drogą najłatwiejszą do Zakopanego, poszliśmy do doliny Roztoki, zwiédziliśmy słynny wo-