Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/79

Ta strona została przepisana.

chłéj przeszłości, nie jest żaden duch urojony. To słońce — wróg skał a dobroczynne bóstwo życia, — a duchy niewidzialne, podwładne mu, to powietrze, dészcz, mróz i wiatr.
Pod działaniem słońca skała rozszerza się w dzień więcéj na swéj powiérzchni niż we wnętrzu, w nocy więcéj na powiérzchniach się kurszy. Ulegając przez tysiące lat tym małym wahaniom, cząstki jéj obluźniają się nieco. Jednocześnie rzuca się na nie tak łagodne na pozór a żrące w istocie powietrze, utlenia niektóre swym tlenem i tym sposobem niszczy spójność wszystkich cząstek powiérzchownych. Jeśli skała silnie opiera się tym działaniom, to ulegnie mrozowi. Dészcz jesienny napełnia wszystkie szczeliny i wnika we wszelkie pory. Mróz ścina wodę w lód, który większą zajmując przestrzeń niż woda, rozpiera ściany szczelin i otworków i odkrusza głaz lub ziarnko od podstawy. Na wiosnę przyjdzie znowu słońce, stopi lody, przyjdzie dészcz i rozpuści niektóre cząstki a pozbawione spójności okruchy runą jako piargi żlebami ku dolinom.
Lecz i tam na dole nie doznają spokoju. Tak długo wietrzéć będą na słońcu, powietrzu i dészczu, tak długo będą się szlifowały o siebie i o dna potoków, aż nie przyjmą postaci drobnego pyłku i nie staną się zdatnemi na rolę urodzajną.
Powolne jest ale nieustanne, nieubłagane działanie niewidzialnych duchów zniszczenia. Zawsze flegmatyczne, lecz zawsze wytrwałe. One głównie swym niedojrzanym wpływem druzgoczą świat, a tylko