Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

gląda je, mrucząc litery greckie: fi, psi w kwadracie, dobrze jest, itd.). Samobójstwo? Pocóż by się w lakierowane kamasze ubierał? Alfa w trzeciej — dobrze jest... (Poczyna gryźć bułki i mruczy co raz niewyraźniej). Wobec czego zet równa się... (pisze coś).

Pauza.
(Wchodzi panna MIRA CIOŁEK⸗TARSKA, osoba młoda, bardzo ładna i nad wyraz energiczna).

MIRA (bardzo zdenerwowana): No i cóż? co? Ma pan jakie wiadomości?

PERLMUTTER (patrzy na nią zdziwiony): Jestem Perlmutter.

MIRA: Wiem, to mnie nic nie obchodzi! Dowiedział się pan czego? Jest pan na tropie? Mówże pan!

PERLMUTTER: Mam mówić?

MIRA: No tak, naturalnie! Prędzej!

PERLMUTTER: Pani jest, o ile mnie pamięć nie myli, od początku bieżącego półrocza słuchaczką kolegi Gordona?

MIRA: No tak, ale co to ma do rzeczy! Dalej!

PERLMUTTER: Przychodzi pani prawdopodobnie w sprawach uniwersyteckich. Otóż kolega Gordon jest chwilowo niedysponowany.

MIRA: A więc jest? Co? Znalazł się? Uległ wypadkowi? Chory jest? Niechże pan mówi wreszcie! Co mu się stało? Jak się czuje obecnie?

PERLMUTTER (oszołomiony): Nie wiem...

MIRA: Czego pan nie wie?

PERLMUTTER: Nie wiem, jak się czuje.

MIRA: Jak to? Nie mówił pan z nim? Nie pytał się pan?