Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Profesorze — adieu! Życzę panu powodzenia w dalszej pracy naukowej...

PERLMUTTER: Gdzie ten list? Dawaj ten list!

GORDON: Niesie go Przetakowa z szybkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę.

PERLMUTTER (w rozpaczy): A ja, osioł, zamiast tu być, pilnować i nie dopuścić, w lakiery się ubrałem, jak małpa! Spodnie oddałem do prasowania! (Targa swą fryzurę). Przekleństwo!

GORDON: Nie psuj przedziału nadaremno. Znów ci kogut sterczy. Nic się przecie nie stało złego. Będę gospodarował na wsi. Z czasem gdy się zbogacę, założę sobie nawet gdzie w oborze laboratorium prywatne, jak nasz kolega lord Raleygh. Na wakacje będziesz przyjeżdżał do mnie. Będziesz w mojej oborze pracował naukowo, głównie zaś będziesz jadał zsiadłe mleko.

PERLMUTTER: Gadaj sobie, gadaj. Ja i tak nie słucham. Rozwijam swój plan, który już w szkicu mam gotowy. Nie można przecie dopuścić, żeby jakiś zbieg okoliczności, ślepy traf, los, robił z matematykiem, co mu się podoba! Zmieniam system. To, co pisałem wczoraj na tablicy, nie ma sensu. Opieram się dalej na twierdzeniu Ostwalda, ale grupuję zamiast wartości ujemnych — wartości dodatnie: twoje zasługi naukowe...

GORDON: Właśnie. Zepsułem Pytlowi jego rozczyn... Sławetną solutio Pytli. Już to jedno wystarcza, żeby mnie pogrążyć na wieki. A tu jeszcze artykuły w gazetach, Lola w laboratorium, i — Męntlik. Ja tej chwili nigdy nie zapomnę...

PERLMUTTER: Ale ja muszę ci dowieść... że w życiu...