POSŁANIEC: I jeszcze kufer mam przynieść. Ta pani zaraz będzie.
GORDON: Kufer — to Lola. I co ja teraz pocznę nieszczęśliwy! Pani Przetakowa. Zatarasować drzwi. Nie puszczać nikogo!
Panie Trylski, poproszę pana o przysługę koleżeńską!
TRYLSKI: Jestem na rozkazy — proszę.
GORDON: Pójdzie pan do Hotelu Centralnego i powie pan pannie Loli Zambezi...
TRYLSKI: Tej z kabaretu?
GORDON: Tej z kabaretu. Powie pan, że wyjechałem, że mieszkanie moje zapieczętowała policja aż do zejścia władz sądowych. Rozumie pan?
TRYLSKI: Rozumiem.
GORDON: Powie pan, że przed domem moim stoją dwie dywizje gwardii konnej, uzbrojonej w kartaczownice i działa... Powie pan — tylko przez tubę, panie, na dystans! — powie pan, że się tu zbliżać nie wolno na odległość strzału. — Rozumie pan? Niech się pan spieszy!
TRYLSKI: Rozumiem, idę. Chodź, milusiński... (Wychodzą z Pepkowskim).
GORDON (za nim): Tylko przez tubę, panie!
POSŁANIEC: Ta pani powiedziała, że za mały kwadransik tu będzie.
GORDON: Człowieku, macie tu tysiąc groszy! Zorganizujcie straż obywatelską! Otoczcie dom kordonem i nie puszczajcie jej. Słyszycie?
GORDON (zamyka na klucz drzwi, siada przy nich i przyłożywszy ku drzwiom ucho, nasłuchuje).