Strona:Brzydkie kaczątko (Hans Christian Andersen) 014.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest? — rzekła stara, patrząc na nowego gościa.
Wzrok miała bardzo słaby, więc wydało jej się, że to jest duża kaczka, która się przybłąkała podczas burzy.
— A to szczęśliwie! — rzekła — będziemy mieć teraz i kacze jaja. Żeby tylko nie kaczor! Ha, trzeba się przekonać, poczekajmy.
Minęło trzy tygodnie, a kaczych jaj niema. Staruszka już przestała się spodziewać. Kot był w tej chatce panem, kura panią, i oni tu rządzili. »My i ten świat« — mówili, — co miało oznaczać, że się uważają za coś lepszego od całego świata. Kaczę chciało wyrazić inne zdanie pod tym względem, lecz kura się rozgniewała.
— Umiesz znosić jajka? — rzekła.
— Nie.
— No, to się nie odzywaj, z łaski swojej.
— Umiesz mruczeć, grzbiet wyginać, iskry sypać? — zapytał kot z kolei.
— Nie.
— No, to siedź cicho, kiedy mówią rozumniejsi od ciebie.
I kaczątko usiadło w kącie, smutne i zawstydzone.
Wtem przez drzwi otwarte wpadła smuga światła, wiatr przyniósł zapach wody, trzciny, tataraku i kaczę opanowała taka chęć pływania, że zwierzyło się z tem Krótkonóżce.
— A to co? — rzekła kura. — Nic nie robisz i dlatego takie głupstwa przychodzą ci do głowy.