Strona:Catulle Mendes - Nowelle.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

— Szare jak pył uliczny! Lecz toby jeszcze było pół biedy, gdybyś nie zezowała najokropniej.
— Toż moja cera...
— Czarnaś jak smoluch jaki.
— Ale usta...
— Blade jak zwiędły kwiat jesieni.
— A zęby...
— Jeżeli zęby tem są piękniejsze im szersze, im bardziej żółte, w takim razie nikt chyba nie ma piękniejszych niż twoje...
— Ach!... więc chociaż uszy przynajmniej...
— Masz uszy tak duże, takie czerwone i obrośnięte pośród tych twoich rozczochranych włosisków, że trudno na nie spojrzeć bez wstrętu. Ja przecież nie jestem wcale ładna, a przecież zdaje mi się, że umarłabym ze wstydu, gdyby moje były takie same.
To rzekłszy, stara — musiała to być jakaś czarownica, zaprzyjaźniona z niedobrą królową — uciekła, parskając złośliwym śmiechem, podczas kiedy Hiacynta padła na ławkę, pomiędzy dwoma abłoniami, cała w łzach.

IV.

Nic nie było w stanie biednej pocieszyć w jej strapieniu.
— Jestem brzydka! — jestem brzydka! — powtarzała bez przestanku.