Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/297

Ta strona została przepisana.

byś miała całe pięćdziesiąt funtów. Oto masz dziesięć; czy to nie dosyć?
— Tak, panie, ale teraz winien mi pan jeszcze pięć.
— To wracaj po nie; masz u mnie czterdzieści funtów.
— Panie Rochester, może dobrze będzie, jeżeli wspomnę panu o jeszcze jednym interesie, skoro mam po temu sposobność.
— O interesie? Ciekaw jestem usłyszeć o jakim.
— Pan mi to tak jakby oznajmił, nieprawdaż, że niezadługo zamierza się pan ożenić?
— Prawda — i cóż stąd za wniosek?
— W tym wypadku, panie, Adelka powinna pójść do szkoły: pan z pewnością uzna tę konieczność.
— Ażeby ją usunąć z drogi mojej przyszłej żonie, która w przeciwnym razie przeszłaby po niej bez dalszych ceremonij. Tak, niewątpliwie to myśl rozsądna. Adelka, jak mówisz, musi iść do szkoły, a panna Eyre, naturalnie, musi iść prosto — do djabła?
— Niekoniecznie, panie, ale muszę sobie poszukać posady gdzie indziej.
— Czas na to! — zawołał, zmieniając głos i wykrzywiając twarz zarazem dziwacznie i śmiesznie.
Popatrzył na mnie przez dobrą chwilę.
— I stara pani Reed i panny, jej córki, będą zapewne proszone o wyszukanie ci posady?
— Nie, panie, nie jestem z krewnemi w takich stosunkach, żeby mnie to upoważniało do proszenia ich o jakąś grzeczność, ale podam ogłoszenie.
— Wejdziesz prędzej na piramidy egipskie! — mruknął. — Żebyś mi się nie ważyła podawać ogłoszenia! Żałuję, że nie dałem ci tylko jednego suwerena, zamiast dziesięciu funtów. Oddaj mi dziewięć funtów, panno Joanko, ja ich potrzebuję.
— I ja również, panie — odpowiedziałam, chowając ręce z sakiewką za siebie. — Nie mogę się w żaden sposób obejść bez tych pieniędzy.