Strona:Czerwony kogut.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.
—   228   —

jest mi wstrętny i owych tak nazywanych nadludzi nazywam egoistami najwyższego stopnia — nadegoistami, a nie nadludźmi.
Pomijając jej zapatrywania, przyznać należy, że ona ma prawo wytykać innym egoizm, bo sama, nie wiem, czy ma choć odrobinę tego, tak powszechnego uczucia. Nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek poświęciła choć chwilkę na »zachwyty cywilizacyjne«, na swoje osobiste przyjemności. To sprawy gospodarstwa, to przyjdzie człowiek z przerąbaną nogą i trzeba opatrzyć ranę; to jakaś kobiecina prosi o napisanie listu do męża do Ameryki, a inna — przeczytanie listu od syna z wojska. A ten »list« — wielki arkusz papieru, tak napisany, że ja ani jednej litery nie potrafiłbym odcyfrować, absolutnie ani jednej! A ona czyta — zwolna, mozolnie, ale dokładnie; i to nie jeden raz, ale kilka razy, żeby matka zapamiętała dobrze wszystkie wyrazy swego synka i mogła napłakać się do syta. To trzeba odbyć lekcyę z dziećmi, codzień przychodzącemu, to znowu innej, już niemłodej kobiecie, która przyniosła kajet, trzeba przejrzeć, co napisała, i zadać dalej... Ech! nie wyliczysz wszystkiego! I tak codzień, codzień, bez zmiany, bez wyjątków.
Przecie niepodobna, żeby ona w tem wszystkiem znajdowała osobiste zadowolenie, osobi-