Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/128

Ta strona została skorygowana.

dolatywał odgłos kroków i rozmowy przechodniów. Ktoś do drzwi zapukał. Wszedł znajomy, imć Paolo Lomenzi i przypomniał Leonardowi, że tego dnia właśnie, w sobotę, w wiliję Niedzieli Palmowej, miała się odbyć „próba ognia“.
— Jaka próba? — pytał malarz.
— Nie pamiętacie, mistrzu, toż wam mówiłem, że Fra Domenico za Savonarolę, zaś fra Juliano Rondinelli — za wrogów Savonaroli mają przechodzić przez ogień: ten, kogo nie dotkną płomienie, będzie uznanym za sprawiedliwego. Dostałem wyborne miejsca. Będziemy widzieli wszystko, jak na dłoni.
— Czyż podobna, aby im pozwolili wejść w ogień? — pytał Leonard.
— Ha! zobaczymy.
Wyszli. Tłum zapełniał już ulice. Gorączkowe oczekiwanie malowało się na wszystkich twarzach.
Przy rogu ulicy Calzolai, na murze, ogromnemi czerwonemi literami wypisane były tezy teologiczne, w liczbie siedmiu.
„Próba ognia“ miała stwierdzić ich wiarogodność lub bezzasadność. Tezy były następające:
I. Kościół zostanie zreformowany.
II. Bóg ukarze tych, którzy nie pojmują Jego woli i źle ją spełniają.
III. Po odrodzeniu Kościoła, Florencya stanie się najpotężniejszem miastem na świecie.
IV. Ludzie nawrócą się.
V. Wszystko to stanie się niebawem.
VI. Ekskomunika, rzucona przez papieża Aleksandra VI na Savonarolę, nie jest ważną.
VII. Ci, którzy nie uznają tej ekskomuniki, nie są winni grzechu.
Leonard słuchał rozmów w tłumie.
— Bądź co bądź, to okropne — mówił jakiś stary robotnik.
— Niema w tem nic zdrożnego — uspakajał go drugi.
— Zawsze to grzech. Żądamy cudu. A czy jesteśmy godni go ujrzeć? Wszak powiedziano: „Nie będziesz kusił Pana Boga?“