Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/144

Ta strona została skorygowana.

padły, a ręce zdały się poruszać w płomieniach, jak gdyby błogosławiły ludowi.
Gdy stos zagasnął i pozostały już tylko spopielałe kości i strzępy niedopalonego ciała, przykutego do łańcucha, uczniowie Savonaroli otoczyli szubienicę, chcąc zebrać jego śmiertelne szczątki, lecz straż miejska odpędziła ich brutalnie. Wsypano popioły na taczkę, aby je wrzucić do rzeki, pod Ponte Vecchio. Lecz po drodze wielbiciele Savonaroli zdołali wykraść kilka szczypt popiołu i serce, które, podobno, zostało nietknięte.


Ukończywszy swe opowiadanie, fra Pagelo pokazał słuchaczom malutki woreczek pełen tych popiołów. Fra Benedetto całował go długo i zrosił je łzami.

IX.

Dwaj zakonnicy udali się potem na nieszpory, Giovanni pozostał sam.
Gdy wrócili, młodzian leżał na ziemi, bez czucia u stóp krucyfiksu; w zaciśniętych palcach trzymał woreczek z popiołami.
Przez trzy miesiące Giovanni był pomiędzy życiem a śmiercią. Fra Benedetto nie opuszczał go ani na chwilę. Czasami, wśród nocnej ciszy, siedząc przy łożu chorego, łowił uchem słowa, wychodzące z jego ust spieczonych.
Giovanni widział w malignie Savonarolę, Leonarda da Vinci, Najświętszą Pannę, kreślącą palcem geometryczne figury na piaskach pustyni i obznajmiającą Dzieciątko z prawami, które rządzą wszechświatem.
Beltraffio ocalał, dzięki pieczołowitości Fra Benedetta. W czerwcu 1499 roku, gdy już mógł utrzymać się na nogach, powrócił do pracowni Leonarda, pomimo próśb poczciwego zakonnika, który go od tego zamiaru odwodził.