Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

Na północ, od strony Como, góry zaciemniały widnokrąg. Po nad niemi wznosiły się podnóża Alp, a jeszcze wyżej, w chmurach sterczały śnieżne szczyty.
Pomiędzy doliną Lombardyi uprawną i żyzną, a bezmierną przestrzenią Alp dzikich i pustych, malarz dostrzegł taki sam kontrast harmonijny, jak pomiędzy słodką Martesana, a wrzącą Addą.


Byli jeszcze dwaj inni goście w willi, a mianowicie: fra Luca Pacioli i alchemik Sacrobosco, któremu Francuzi zniszczyli dom w Medyolanie.
Leonard trzymał się na uboczu, przekładając samotność nad ich towarzystwo. Lecz zaprzyjaźnił się z synem gospodarza, Franciszkiem, małym chłopczykiem.
Dziecię było nieśmiałe i skromne. Przez długi czas unikało malarza, lecz kiedyś ojciec posłał je do pokoju mistrza. Francesco zobaczył tam szkła różnokolorowe, które służyły Leonardowi do naukowych doświadczeń. Artysta pozwolił chłopcu patrzeć przez nie. Tak mu się to podobało, że nie mógł oderwać się od tych szkiełek.
Zachwycił go też inny wynalazek Leonarda — ciemna kamera. Obraz, rzucony na biały papier, wydawał się w niej żywym; widziało się wyraźnie ruch koła młyńskiego, ptaka szybującego nad kościołem i wierzchołki topoli, smagane wiatrem. Francesco nie mógł wyjść z podziwu, klaskał w rączki i podskakiwał z radości.
Chłopiec źle się uczył w szkółce wiejskiej, nudziła go gramatyka łacińska, a wstręt go porywał na sam widok książki arytmetycznej.
Nauka Leonarda była zupełnie inną, zabawną, jak bajka. Pociągały go instrumenty optyczne, akustyczne, hydrauliczne, były to żywe zabawki. Malec gotów był słuchać od rana do wieczora opowiadań mistrza, ten zaś zwykle milczący ze starszymi, z Franceskiem, mówił dużo, opowiadał mu przystępnie o wszystkiem, co go zajmowało.
W owym czasie Leonard pisał swój „Traktat o gwiazdach“ — Tractato sulle stelle. W noce marcowe, stawał z chłopcem na płaskim dachu willi, rysował plamy, widzialne na księżycu i objaśniał dziecku prawa, rządzące poruszeniami gwiazd.