Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

Kupiłem taki zeszycik i zapisuję w nim wszystkie ważniejsze słowa mistrza.


∗             ∗

Dziś, w uliczce Gałganiarzy, około katedry spotkałem mojego stryja, mistrza sztuki szklarskiej Oswalda Ingrim. Oświadczył, że mnie wyklina i wydziedzicza za to, że zgubiłem duszę, wchodząc do domu heretyka i niedowiarka Leonarda.
Nie mam już nikogo na świecie: ani rodziców, ani przyjaciół, — nikogo, oprócz mistrza.
Powtarzam modlitwę Leonarda: „Niech Bóg, światło świata, oświeci mnie i pomoże do poznania perspektywy, nauki Jego światła“. Czyżby się tak modlił niedowiarek?


∗             ∗

Niema takiej rzeczy, którejby Mistrz nie umiał zrobić — jest wybornym łucznikiem, znakomitym pływakiem, pierwszorzędnym szermierzem na broń białą.
Pracuje i bije się ręką lewą, bo jest mańkutem, ale ma siłę nadzwyczajną, łamie podkowy, jak trzcinę. Ruchy jego są poważne i spokojne. Ubiera się skromnie, nie znosi żywych barw, ani perfum, zamiłowany jest w pięknej i cienkiej bieliźnie z normandzkiego płótna. Ubiera się w długi czarny kaftan, spadający mu prawie do kolan, w płaszcz ciemno ponsowy pitocco rosato, krojem, noszonym niegdyś we Florencyi. Pomimo skromnego ubrania wyróżnia się wśród największych panów. Niepodobny jest do nikogo — z powierzchowności, tak samo jak i z duszy.


∗             ∗

Dziś, po obiedzie, w mojej obecności wykończył rysunek, przedstawiający Matkę Boską, słuchającą w skupieniu Zwiastowania Anielskiego. Wyraz twarzy Najświętszej Panienki jest pełen pokory