Strona:Dante studja nad Komedją Bozką (Kraszewski) 016.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

taczają mury i wieże miasta kwiatów i pieśni, urodził się wieszcz wieku. Kwiaty i pieśni Florencyi wyrosły długo krwią podlewane.
Zburzona okrutnie przez Juljusza Cezara, Fesula zmienia się w bogatą i świetną Florencyą. Oparła się ona Gotom, ale bicz boży Atylla obrócił ją w popiół i gruzy.
Podniosła się znowu i zakwitła, uszedłszy napadu Longobardów, ale w łonie jéj, z bogactw i sił zbytku wyrosły nienawiści braterskie. Rozdział ludności, któréj różne klassy, imieniem i mniemanem pochodzeniem rozdwajać się i panować sobie chciały — niemal u kolebki już widoczny, charakteryzuje dzieje grodu. Zbytek ten żywotności, ilekroć na zewnątrz wylać się nie może, we własném łonie rodzi walki zabójcze.
Pod rozmaitemi nazwami, ostatecznie jako gwelfy i gibelliny, Florentczycy w nieustannym boju i bezładzie, szukają napróżno podpory u obcych, u papieżów i cesarstwa, by jedno z tych stronnictw z pomocą bodaj obcą zwyciężyć mogło. Na nieszczęście zwycięztwo sprzyja na przemiany, chwilowo jednym i drugim, nikt stanowczo góry wziąć nie może, a każdy rok tej walki rzuca w nią nasiona nowe nienawiści, pobudki zemsty, długi krwi nieopłacone. W pośrodku tego miasta wież i zamczysk obronnych, na którego ulicach ciągłe staczano boje, którego każdy kamień był chlubną lub sromotną pamiątką, — lud, patrycyusze, podróżni, legaci papiezcy, cudzoziemskie książęta, musieli przejeżdżać zbrojno i czuwać od zasadzek. Kościelne progi zaledwie mogły powstrzymać zaciętych zapaśników.
Wszystko w tych waśniach gorączkowych brało udział aż do niewiast i dzieci, aż do mnichów i wyrobnika. Dzwony kościelne biją zarówno zwołując na modlitwę i na trwogę. Rzadki dzień wytchnienia. Dziś górą jedni a zwyciężeni idą wygnańcami tułać się po miastach i wsiach sąsiednich; drudzy jutro zwycięzcy na odwet palą pałace i niszczą domostwa, rabują skarbce i ścinają wczorajszych tryumfatorów. W początku XIII wieku (1215) sceną godną Shakespearowskiego dramatu poczyna się ta wojna braterska.
Piękny panicz Buondelmonti ma zaślubić młodą patrycjuszkę Amidei. Rodziny się zgodziły, ogłoszono małżeństwo przyszłe.
Jednego dnia urodziwy młodzian przejeżdża konno pod oknami pałacu Donatich. Na balkonie stoi matka i córka zakwefiona. Buondelmonti podniósł głowę.
— Hej! hej! messer Buondelmonti zawołała nań z balkonu niewiasta, jakążeś to sobie wybrał żonę? Taki rycerz jak wy, mogłby się sobie o piękniejszą postarać.
Patrz! jam dla ciebie moją córkę chowała!
To mówiąc matka odsłania zarumienione dziewczę — cud piękności.
Buondelmonti oczarowany, rozmiłowany, łamie dane słowo i postanawia poślubić córkę Signory Donati.
Rodzina Amidei, przeważne mająca wpływy — oburzona naradza się nad ukaraniem zdrajcy.