Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/216

Wystąpił problem z korektą tej strony.

wielką usługę? że cię nie zamordował?» Nie; ale że zamordować me pozwolił. W tem miejscu oczyściłeś, Kassiuszu, moich nieprzyjaciół, utrzymując że nie godzili na me życie. Laterensis z tem się także odezwał, na co mu potem odpowiem: co do ciebie, pytam cię tylko, czy myślisz że nieprzyjaciele moi małą do mnie mieli nienawiść? czy była kiedy u jakich Barbarzyńców tak sroga i okrutna na nieprzyjaciół zawziętość? czy ci bali się jakiej kary albo opinii publicznej, których widziałeś przez cały on rok grasujących po Forum z orężem w ręku, roznoszących pożogi po świątyniach, gwałt po całym Rzymie? chyba może myślisz że dla tego zostawili mnie przy życiu, że się nie obawiali mego powrotu. Ale czy możesz przypuścić, żeby który z nich był tak obrany z rozumu, iżby sądził że nie powrócę, jeżeli żyw będę, póki żyć będą ci sędziowie, którzy nas słuchają, póki się Rzym i senat ostoi? Nie, Kassiuszu, nie wolno takiemu jak ty człowiekowi i obywatelowi głośno opowiadać, że na życie moje, które wierność przyjaciół zachowała, nieprzyjaciele mo przez skromność nie nastawali.
XXX. lobie teraz, Laterensie, odpowiem, mniej może gwałtownie jak mnie wyzwałeś, ale pewnie nie z mniejszym względem, ani z mniejszą przyjaźnią. A naprzód z tem się niegrzecznie odezwałeś, żem nieprawdę o Plancyuszu powiedział i zmyślił co sprawa wymagała. Tak jest, ja człowiek rozumny wynalazłem powód okazania się związanym najściślejszym węzłem dobrodziejstwa, kiedy byłem wolny od wszelkiego obowiązku. Jak to? nasza zażyłość, nasze sąsiedztwo, moja przyjaźń dla ojca, nie byłyż to dla mnie dość liczne, dość słuszne powody do bronienia Plancyusza? Gdyby te nawet miejsca nie miały, trzebaż mi się było obawiać, żebym sobie samemu nic ubliżył, broniąc tak znamienitego, tak godnego człowieka? zmyślić, sędziowie, tak subtelnie wyrachowaną przyczynę, twierdząc że wszystko temu zawdzięczam, który mnie winien wdzięczność? Wszak i prości żołnierze nieradzi wyznają, że im kto życie ocalił, nieradzi dają wieniec obywatelski, nie żeby było haniebnie zostać wydartym w bitwie cudzą obroną z rąk nieprzyjacielskich (bo to nie może zdarzyć się tylko walecznemu człowiekowi i wręcz się potykającemu); ale boją się ciężaru dobrodziejstwa, a jest bardzo wielki, kiedy kto tyle winien obcemu człowiekowi, ile ojcu. Kiedy drudzy tają prawdziwe dobrodziejstwa, nawet pomniejsze, żeby się nie okazali powinny mi, jabym miał zmyślić że jestem związany dobrodziej-