Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/533

Ta strona została przepisana.

spodziewał, spólnik jego szaleństwa w Rzymie już rozpoczął. Czy myślicie że drugi co innego ma na celu, czego innego żąda, lub inną jaką ma wojny przyczynę? Wszystkich nas, którzy niepodlegle w sprawach Rzeczypospolitej myślimy, godne nas zdanie oświadczamy, lud Rzymski wolny mieć chcemy, nie za przeciwników, ale za nieprzyjaciół swych poczytuje; z tą tylko różnicą, że nas surowiej niż nieprzyjaciół ukarać zamyśla. Śmierć, zdaniem jego, jest koniecznością natury; męki i katusze, zemsty nasycenie. Coż myśleć o nieprzyjacielu, od którego po zwycięztwie śmierć wolną od udręczeń jak dobrodziejstwo przyjąćby przyszło?
II. Dla tego, senatorowie, aczkolwiek napominacza nie potrzebujecie, sami bowiem przez się żądzą odzyskania wolności pałacie, z tym większą atoli odwagą i gorliwością brońcie wolności, im sroższe kary niewoli grożące zwyciężonym widzicie. Gallią Antoniusz, Azyą Dolabella najechał; jeden i drugi cudzą prowincyą. Jednemu się Brutus zastawił, zapęd szaleńca chcącego wszystko złupić, spustoszyć, z niebezpieczeństwem własnego życia powściągnął, postąpić dalej wzbronił, do powrotu drogę przeciął, obledz się pozwolił, żeby z obu stron Antoniusza uwięził. Drugi wtargnął do Azyi: po co? jeżeli dążył do Syryi, stała mu otworem pewna i niezbyt długa droga. Co za potrzeba była legią z sobą prowadzić? posyłać naprzód przed sobą jakiegoś Oktawiusza, rodem Marsa, zawołanego rozbójnika, a ktemu hołysza, aby wsi spustoszył, miasta złupił, nie żeby się przez to spanoszył, bo ci co go znają, ja zaś nie znam tego senatora, powiadają, że grosza utrzymać nie może, lecz że chciał jak najprędzej rzucić pastwę temu zgłodniałemu charłakowi. Nadciągnął za nim Dolabella, nie dając powodu do obawy wojny. Ktoby się jej mógł domyślić? Nastąpiły najpoufalsze z Treboniuszem rozmowy, najserdeczniejsze uściśnienia, fałszywe znaki udanej przyjaźni; podano sobie ręce, ale ten zwyczajny zadatek dobrej wiary zdrada i zbrodnia zgwałciła. Dolabella wszedł w nocy do Smyrny, jak gdyby do nieprzyjacielskiego miasta, a to jest miasto naszych najdawniejszych i najwierniejszych sprzymierzeńców. Napadnięty Treboniusz: nieostrożny, jeżeli w Dolabelli widział otwartego nieprzyjaciela; nieszczęśliwy, jeżeli go jeszcze za obywatela uważał. Chciała nam fortuna dać przez to do poznania, czego się zwyciężeni obawiać mają. Konsularnego człowieka, rządzącego Azyą z konsularną władzą, wydał niejakiemu Samiariuszowi, wygnańcowi: zabić