Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu/396

Ta strona została przepisana.

i powiada, że to są wieczne, niewzruszone, w umyśle i w rozumie zawarte, gdy wszystko inne rodzi się, przemija, upływa, ginie, i długo w jednym stanie pozostać nie może. O czemkolwiek tedy porządnie i metodycznie rozumujemy, to trzeba odnieść do swej pierwiastkowej formy i postaci.
Ale widzę, że ten mój wstęp nie z prawideł sztuki krasomowskiej wydobyty, ale z głębi filozofii wyczerpnięty, o dawnych i nieco ciemnych rzeczach traktujący, może ściągnąć na mnie niejaką naganę, a przynajmniej wzbudzić zadziwienie. Bo albo ludzie z zadziwieniem zapytywać będą, jaki to ma związek z przedmiotem naszego badania, nim się przekonają po gruntownem rzeczy poznaniu, że nie bez przyczyny z tak daleka zasiągnąłem; albo mnie ganić będą, że niezwyczajnych dróg wyszukuję, utarte opuszczam.
Ale wiem także, iż często ludzie myślą, że mówię o nowych, kiedy mówię o bardzo dawnych rzeczach, ale o których wielu nie słyszało; i zarazem wyznaję, że jeżeli jestem jakimkolwiek mówcą, takim wyszedłem nie ze szkoły retorów, ale z przechadzek w ogrodzie Akademii. Tam, gdzie naprzód Platona ślady są wyciśnięte, rozmawiano o rozlicznych i rozmaitych rzeczach; jego i innych filozofów rozprawy, w których zresztą mówca jest bardzo prześladowany, są mu oraz wielką pomocą. Z nich ci to wyprowadza się całe bogactwo, i, iż tak rzekę, budynkowy materyał wymowy; tylko że ten zapas nie jest dostateczny do spraw sądowych, które ci filozofowie pozostawili, jak sami mówią, mniej polerowanym Muzom. Tak tedy wymowa sądowa, pogardzona i odepchnięta od filozofów, została pozbawiona wielu potężnych pomocy; ale okrasa słów i myśli, jaką się przyozdobiła, taką jej zjednała u ludu zaletę, że się nie ulękła sądu i nagany niewielkiej liczby osób. Nie mieli zatem filozofowie wymowy podobającej się ludowi, a wymowni ludzie pozostali bez pięknych filozoficznych wiadomości.

IV. Niechże to będzie pierwszym fundamentem, że bez

    szych wizerunków. Cycero, wielbiciei Platona, kreśląc obraz idealny doskonałej wymowy, poszedł, acz nieśmiało, za temi jego marzeniami, z których także wylęgły się monady Leibnitza, widzenie w Bogn Malebransza, ywobrażenia wrodzone Kanta.