Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. IX.djvu/305

Ta strona została przepisana.
299
AKT PIĄTY. SCENA CZWARTA.

Znikli, zabrani rychlej, niż stworzeni.
Biedni to ludzie, co się opierają
Na łasce możnych, co śnią, jak ja śniłem;
Zbudzeni, nic nie znajdą. — Urojenie!
Bywają ludzie, którzy nawet we śnie
Nie znają zasług (a szczęście to wielkie,
Takie sny), jednak nie mogą się skarżyć
Na brak nagród... Niech kto powie, za co
Mnie dziś naprzykład bogi tak bogacą?
Lecz cóż to znaczy?.... Tabliczka? — Klejnocie,
Nie bądź ty naszych furfantów sposobem
Wspaniała z zewnątrz, a wewnątrz bez treści.
O, gdybyż treść twa złotą była, gdybyż
Nie zapatrzyłeś się na dworskich panów!
Dotrzymaj słowa:

„Jeśli bez szukania znajdzie się dziecię twe, nieznane samemu tobie, i jeśli uściśnie go kawałek miękiego powietrza; jeśli ze starego cedru urąbane zostaną gałęzie, które przez długie lata pogrążone już w martwocie, połączą się ze starym pniem i na nowo pokryją się liśćmi, wówczas kres nastanie cierpieniom Leonata, wówczas uszczęśliwiona Brytania w spokoju i dostatkach okwitać będzie!“

Sen to wciąż jeszcze, albo niedorzeczność,
Którą dał język szalony, mózg pusty,
Lub też zagadka nie do rozwiązania.
Bądź co bądź jednak zgodna z tym zamętem
Jaki mnie porwał. Schowam to z przyjaźni.

(Wracają dozorcy).

Dozorca. Chodź, panie; czyś już przygotowany do śmierci?
Postumus. Oh, może już przegotowany, tak długo to trwało.
Dozorca. Wisieć, oto hasło! Jeśliś do tego istotnie gotów, w takim razie nie trzeba już ciebie gotować.
Postumus. Jeśli widzowie uznają mnie za smaczny kąsek — sąd zapłaci rachunek.
Pierwszy dozorca. Oj, rachunek to nielada dla was, panie; ale pocieszcie się tem, że nikt już odtąd