Strona:Dzieła Wiliama Szekspira T. VII.djvu/42

Ta strona została przepisana.
34
KUPIEC WENECKI.



SCENA SZÓSTA.
Tamże.
GRACYANO i SALARINO wchodzą zamaskowani.

Gracyano. Oto wystawa, przed którą Lorenco
Kazał nam czekać.
Salarino. Pora umówiona
Minęła prawie.
Gracyano. Dziw, że się tak spóźnia:
Gachowie zwykli godzinę uprzedzać.
Salarino. O, stokroć prędzej gołębie Wenery
Lecą skojarzyć świeży sprzęg miłości,
Niźli się kwapią utrzymać niezłomnie
Obowiązkową wiarę.
Gracyano. Tak się dzieje.
Bracie, we wszystkiem. Któż wstaje od uczty
Z równym, jak do niej zasiadł, apetytem?
Któryż koń nowy kurs odbywa z ogniem
Tak samo żartkim, jak pierwszy? Wszystkiego
Chciwiej się żąda, niżeli używa.
Nakształt młodzika, albo marnotrawcy,
Wypływa okręt z rodzinnej przystani,
Gładki i cały, z pełnymi żaglami,
Cacko, pieścidło wiei rozkosznicy;
A wraca nazad nakształt marnotrawcy:
Z żaglami w szmatach, z poprzecieranymi
Zewsząd bokami, chudy, poszarpany,
Ofiara tejże wiei rozkosznicy.

(Wchodzi Lorenco).

Salarino. Otóż Lorenco: schowaj to na potem.
Lorenco. Wybaczcie mi tę zwłokę, przyjaciele:
Nie moja wina w tem, żeście czekali,
Lecz interesu, który mię zatrzymał.
Jeśli będziecie mieli kiedy spełnić
Kradzież kobiety na własny rachunek,
To i ja na was tak długo zaczekam.
Postąpcie bliżej! Tu mieszka żyd, teść mój.
Hop! hop! hop! jest tam kto?