Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/254

Ta strona została przepisana.
—   244   —

To dobrze; w zgodzie z moim twój jest wybór.
Tylko w jej liście co za rezolutność,
Na moją wolę co za obojętność!
Lecz w każdym razie wybór jej pochwalam
I nie chcę jego spełnienia odwlekać.
To on. Utaić jeszcze sprawę muszę.

(Wchodzi Perykles).

Perykles.  Szczęście i radość Symonidesowi!
Symonid.  I tobie szczęście! Panie, przyjm me dzięki
Za twą rozkoszną pieśń ostatniej nocy;
Uszy się moje nigdy nie karmiły
Milszą potrawą harmonijnych dźwięków.
Perykles.  Nie mej zasłudze, lecz twojej dobroci
Za tę pochwałę dziękuję.
Symonid.  Mistrz z ciebie
W kunszcie muzyki.
Perykles.  Uczeń jej najlichszy.
Symonid.  Pozwól mi jedno pytanie ci zrobić:
O mojej córce co myślisz, rycerzu?
Perykles.  Że najcnotliwszą księżną jest.
Symonid.  I piękną;
Nieprawda?
Perykles.  Piękną jak jasny dzień lata!
Symonid.  I ciebie córka ma wysoko ceni;
O, tak wysoko, że chce cię za mistrza,
Że uczennicą twoją pragnie zostać.
Perykles.  Nie jestem godny, panie, być jej mistrzem.
Symonid.  Nie jej to zdanie. Przeczytaj to pismo.
Perykles  (na str.). Co widzę? List jej, a w nim oświadczenie,
Że pokochała tyryjskiego męża!
To podstęp króla na życie jest moje.
(Głośno). Nie szukaj, panie, jak w sidła ułowić
Nieszczęśliwego, obcego szlachcica,
Co nigdy oczu nie wzniósł tak wysoko,
By śmiał twą córkę kochać, dość mu było
Czcić ją, jej służyć.
Symonid.  Tyś ją oczarował,
Chytry nędzniku.