Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/285

Ta strona została skorygowana.
—   275   —

Maryna.  Żadne z nich przecie tak złe jak ty nie jest,
Bo co najgorsze, spełniasz na ich rozkaz.
Nie chciałby z tobą najnędzniejszy szatan
Na uważanie i na miejsce mieniąc.
Jesteś odźwiernym każdego hultaja,
Co o hultajkę przychodzi swą pytać;
Musisz cierpliwie słuchać lada łotra,
Kiedy cię w gniewie od słów lży ostatnich;
Twe są pokarmy tylko plwocinami,
Wyrzuconemi przez płuca gnijące.

Rygiel.  A cóż chcesz, żebym robił? Czy chcesz, żebym poszedł na wojnę? Czy chcesz, żebym służył lat siedm, żebym stracił nogę, a z końcem służby nie miał dosyć grosza, aby sobie kupić drewnianą?

Maryna.  Rób, co chcesz, byleś nie robił, co robisz,
Czyść wszystkie stare ścieki i rynsztoki,
Albo najemnym kata sługą zostań,
Od twego lepsze będą te rzemiosła.
Koczkodan nawet, gdyby mógł przemówić,
Z pogardą tweby rzemiosło odrzucił.
Oby Bóg stąd mnie wyratować raczył!
Zabierz to złoto; jeśli twój gospodarz
Chce ze mnie ciągnąć zyski, to mu powiedz,
Że umiem śpiewać, tańczyć, szyć, przetykać,
Że mam talenta, z których się nie chełpię,
Których nauczać chętnie się podejmę,
A jestem pewna, że w tak wielkiem mieście
Na uczennicach zbywać mi nie może.

Rygiel.  Ale czy naprawdę możesz nauczać wszystkiego, o czem mi mówisz?

Maryna.  Jeśli się sprawdzi, że kłamstwo mówiłam,
Daj mnie na pastwę ostatniemu ciurze,
Który przychodzi do waszego domu.

Rygiel.  Więc dobrze, zobaczę, co będzie można dla ciebie zrocić, a jeśli potrafię znaleźć ci miejsce, zrobię to chętnie.
Maryna.  Ale między uczciwemi kobietami?
Rygiel.  Prawdę mówiąc, mało ja mam takich znajomości. Ale