Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/159

Ta strona została przepisana.

nazwał ojcobójcą!“ Zresztą pocieszył się rychło, nie tylko nadzieją pozyskania bogatej nagrody za sumiennie wypełnione zlecenie, ale przyjemnemi widokami powrotnej drogi.
Albowiem, nie mając możności udać się nazajutrz na igrzyska, skorzystał z czasu, aby zajrzeć przynajmniej do vivarium, gdzie ciżba mężczyzn, kobiet i dzieci za biletami, dzięki zezwoleniu szlachetnego Pansy, oglądać mogła przez kraty żelaznych klatek wspaniałe okazy świata zwierzęcego — bohaterów jutrzejszego widowiska. Umyślnie głodzone przed wystąpieniem na arenie gniewnym rykiem i wściekłem błyskaniem ślepiów przyjmowały natręctwo widzów. Lew odwrócił się od ciekawskich i bił zaciekle ogonem w podłogę klatki. Tygrys to poziewaj z pogardą, to obiegał niecierpliwie swoje więzienie i wysuwał groźnie pazury, rozjątrzony przeciw drażniącym go ostrożnie gapiom.
Miał jeszcze inną rozkosz. Otarł się w wiwarjum blisko o znakomitych gladjatorów, mających wystąpić jutro, którzy przyszli także obejrzeć zwierzęta i otoczeni zostali natychmiast niemniejszem uwielbieniem widzów, niż zwierzęta pustyni. Lidon nawet przez pomyłkę uścisnął mu rękę, sądząc, że towarzyszy mu nadal Niger, którego tłum z nim rozdzielił.
— Ktoś ty?! Nalazłeś na mnie, kiedym chciał uścisnąć dłoń towarzysza przed jutrzejszą śmiertelną walką.
— Wybacz, gladjatorze! Szedłem za tobą, zachwycony pięknem i siłą twojej postaci. Nie wątpię, że jutro umrzesz odważnie!
— Bodajby słowa twe padły na twą głowę! — krzyknął młody gladjator w takiem rozdrażnieniu, że niewolnik cofnął się do ucieczki.
Obejrzał się wystraszony i zdziwił się. Zdawało mu się, że Lidon także ucieka. W samej rzeczy jutrzejszy zapaśnik starał się uniknąć spotkania z idą-