Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/201

Ta strona została skorygowana.

pewno ostrzedz mnie, że musi odejść. Mniejsza o to i bez niego zobaczę wszystko, co godne widzenia.
W gorącem pożądaniu uniknięcia podejrzeń, zbudzonych dziwnem postępowaniem mego towarzysza, zabawiłem w muzeum dłużej nawet od szanownego inspektora i jego przyjaciół; widziałem, jak oglądali pamiątki po Raffles’ie, słyszałem ich zdania, wygłaszane o moim przyjacielu i o mnie, aż wreszcie zostałem w sali sam jeden z anemicznym naszym cicerone. Włożyłem rękę do kieszeni i utkwiłem w niego wzrok badawczy.
Umiejętność dawania łapówek wchodziła w zakres czynionych przezemnie studyów, nie dlatego, iżbym skąpił datków, ale że tak trudno wiedzieć, kogo można, a kogo niewypada przekupić. Nabrałem więc wprawy w tym względzie i odgadłem instynktownie, że młody urzędnik przyjmie odemnie srebrną monetę, co też uczynił, nie drożąc się zbytecznie i wyrażając nadzieję, że przeczyta wkrótce w dzienniku, którego byłem współpracownikiem, artykuł opisujący zbiory Czarnego Muzeum. Czekać musiał na niego lat kilka, lecz pochlebiam sobie, że niniejsze sprawozdanie odczyta raczej z zajęciem, niżeli z urazą.
Zmrok zapadał, gdy wyszedłem na ulicę; niebo zasnute ciemnemi chmurami przypominało posępne oblicze zawiedzionego człowieka; latarnie były już zapalone a pod każdą z nich upatrywałem bezskutecznie Raffles’a. Szukałem go potem na stacyi kolejowej, aż wreszcie, mimo mgły unoszącej się nad rzeką, wróciłem piechotą do naszej siedziby w Ham Common. W mieszkaniu nie zastałem nikogo. Cztery godziny upłynęły odkąd Raffles ulotnił się niepostrzeżenie w Scotland-Yard. Gdzie on mógł być teraz? Nasza kucharka