Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/62

Ta strona została przepisana.

Była to jedna z owych cichych uliczek bocznych, składających się ze starych, otoczonych ogrodami domów i z will, budowanych w nowoczesnym stylu. Okna domów były przeważnie ciemne, a tak na trotoarze i na gościńcu nie widać było ani żywej, duszy. Ralf zaprowadził mnie do wysokiego, wąskiego domu, przed którym stała latarnia. Po fasadzie pięło się dzikie wino, okna wykuszów były zamknięte na okiennice. Ralf otworzył bramę, wcisnąłem się za nim ostrożnie i cicho.
— Przedewszystkiem muszę przynieść światło — dodał szeptem. Chcąc go przepuścić, przycisnąłem się mimowoli do kontaktów elektrycznych, z których jeden bezmyślnie przekręciłem. Natychmiast światło zalało jasną kaskadą halę i schody, lecz w tejże chwili Ralf rzucił się na mnie wściekły i szybko zgasił tak lekkomyślnie przezemnie zaświecone światło. Dom znowu tonął w ciemnościach, a chociaż Ralf nie powiedział ani słowa wyrzutu, wiedziałem, że był na mnie oburzony, że aż sapał ze złości.
Zdawałem sobie zresztą sprawę z tego, że popełniłem głupstwo. Nagłe błyskawiczne światło w hali, w której panował nieporządek, schody pozbawione dywanów, wykrzywiona złością twarz Ralfa w chwili, gdy gasił elektrykę, objaśniały mnie dostatecznie, w jaki sposób przyszedł Ralf w posiadanie tego prowizorycznego mieszkania.
— A zatem w ten sposób „wynająłeś“ mieszkanie? zapytałem szeptem. — Wynająłeś — nie, to cudowne określenie! To istotnie paradne!
— A co? Myślałeś może, że załatwił mi je pośrednik? — drwił Ralf. — Słowo honoru, Bunny, byłem przekonany, że jesteś na tyle domyślny, aby przejrzeć sytuację bez komentarzy!
— A dlaczego nie miałbyś wynająć mieszkania w sposób normalny?