Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/24

Ta strona została przepisana.

poselstwo wzięło ich pod swoją opiekę. Od czasu do czasu wizyta jakiegoś ministra albo konsula, przed którym pochylają się wszystkie fezy i wszystkie zawoje. Co chwila jawienie się jakiegoś tajemniczego posłańca, jakiéjś dziwnéj twarzy, jakiegoś nieznanego stroju. Słowem, tak wielka rozmaitość postaci, barw, ruchów, wyrazów i zajęć, że brakowało tylko muzyki, abym mógł sobie wyobrażać, iż jestem w teatrze na przedstawieniu jakiegoś wschodniego baletu.
Gdym się już dostatecznie przyjrzał domowi i jego mieszkańcom, zacząłem szperać w książkach znajdujących się w przeznaczonym dla mnie pokoju, a to w celu znalezienia w nich czegoś, coby mogło zapoznać mnie lepiéj z krajem, do którego tak niedawno przybyłem i który wzbudzał we mnie tak silną ciekawość. Nim przystąpię do spisywania osobistych mych wrażeń, niech mi wolno będzie słów kilka o tym kraju powiedziéć na podstawie tego, com i dawniéj już wiedział i tego, com w tych książkach o nim wyczytał. Państwo marokańskie, położone między morzem Śródziemném, Algierem, pustynią Sahara i Atlantykiem, zroszone szérokiemi rzékami, mające olbrzymie równiny, obfitujące w niezmierne skarby roślinnego, zwierzęcego i kopalnego mineralnego królestwa, przeznaczone, z powodu swego położenia i klimatu, stać się w przyszłości wielką drogą handlową pomiędzy Afryką środkową i Europą, jest dziś zamieszkałe przez ośm milionów ludności, składającéj się z berberów, maurów, arabów, żydów, murzynów i europejczyków,