Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/420

Ta strona została przepisana.

i zmienić ubranie. Tak się to dzieje w waszych krajachl zawołał. Bo, że się u nas dzieje to samo, nic w tém dziwnego, ponieważ tu chrześcian nigdy nie widzą; ale tam u was, gdzie każdy wie jak się ubieramy, bo macie obrazy i wysyłacie tu do nas malarzy z machinami i z farbami, aby nas malowali; u was ludzi mądrych, uczonych, czy się panu nie zdaje, iż takie rzeczy nie powinnyby się zdarzać?
Wypowiedzenie tego wszystkiego widocznie mu ulgę przyniosło, bo się nieco uspokoił i uśmiéchnął się do mnie uprzejmie, jakby chciał powiedziéć: To nie przeszkadza, abyśmy byli przyjaciółmi; wszak prawda?
Następnie rozmowa zeszła na przemysł europejski, na koleje żelazne, na telegrafy, na inne wielkie wynalazki zastosowane do ogólnego pożytku; i o nich pozwolił mi już mówić długo, nie przerywał, a nawet na znak, iż się ze mną zgadza, kiwał głową od czasu do czasu. Jednak, gdym skończył, westchnął i rzekł:
— No tak, tak... ale ostatecznie... i na cóż się zdało to wszystko, skoro prędzéj lub późniéj każdy z nas umrzéć musi.
— Słowem, powiedziałem na zakończenie, nie zamienilibyście waszego stanu na nasz!
Milczał zamyślony przez chwilę, po tém odrzekł:
— Nie, bo wy ani dłużéj żyjecie ani jesteście zdrowszymi, lepszymi, pobożniejszymi i szczęśliwszymi od nas. — Zostawcie więc nas w pokoju. Nie wy-