Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/45

Ta strona została uwierzytelniona.

ma Arabami postanowił czekać na jej przybycie i wyjaśnić cel jej podróży.
Jakiś dziwny instynkt szeptał mu, że między karawaną tą, a wczorajszem przerywaniem prądu w telegrafie bez drutu musi być jakiś związek.
Ukryci w cieniu palmy, czekali na ukazanie się tej tajemniczej karawany, by przyjrzeć się jej zbliska i ocenić jej siły. Zależało im na tem, by wiedzieć z jak znaczną liczbę nieprzyjaciół przyszłoby im walczyć w razie ewentualnego starcia, i czy siły ich mogłyby stawić opór.
Czekanie ich nie trwało długo… W godzinę jakąś prawie ujrzeli postępującą drogą karawanę, złożoną z kilkunastu Arabów i murzynów, siedzących na małych, lecz silnych berberyjskich konikach. W gromadzie tej z łatwością odróżnić można było trzech Europejczyków, w hełmach korkowych na głowach, w lekkich ubraniach płóciennych, z przewieszonemi przez ramię karabinkami. Wielbłądy, obładowane skrzyniami i worami, a prowadzone przez murzyńskich poganiaczy, dopełniały całości karawany.
Pod względem liczebnym nie przedstawiała się ona wcale groźnie, a i co do uzbrojenia ustępowała znacznie karawanie Tow. Kolonizacji Sahary. Oprócz trzech Europejczyków i dwóch Arabów, zaopatrzonych w karabiny najnowszego systemu, reszta Arabów miała strzelby starego systemu, skałkówki.