Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Czesław Halicz po rozłożeniu się obozem natychmiast zabrał się do czynu. Jedną z najpierwszych i najważniejszych rzeczy było — wiercenie całego szeregu studzien artezyjskich, studzien, które miały zaopatrzyć w wodę całą świeżo powstającą kolonję, a zarazem i zraszać okoliczne przestrzenie, przeznaczone pod uprawę.
Tu połączyć się musiało działanie dwóch sił: elektryczności i wody, ażeby poruszyć jałowe piaski, ażeby zmusić je do dawania płodów.
Do czynności tej zabrano się natychmiast po rozłożeniu obozu. Puszczono w ruch świder, który z cichym zgrzytem zanurzył się w piasku, zapuszczając się coraz głębiej i głębiej...
Praca trwała dzień cały. Nie była ona zbyt trudną i ciężką, gdyż nie natrafiano na żadną przeszkodę w postaci skały lub warstwy kamienia, a robotnicy w czynności swej wielką posiadali wprawę.
Wreszcie z ust ich wydarł się okrzyk radości i triumfu. Z założonej rury wytrysnął snop czystej jak kryształ wody, roztryskując się miljonem kropli, błyszczących jak brylanty w przestrzeni.
Praca nie przedstawiała się tak trudną, jak na pozór wydawać się mogło. Woda nie znajdowała się tak głęboko, jak przypuszczano, i system irygacyjny, jaki zamierzano przeprowadzić, wykonany mógł być z łatwością.