Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 01.pdf/91

Ta strona została uwierzytelniona.

w ślad za pierwszymi biegły trzy drugie kule, kładąc innych.
Wystrzelili i Arabowie ze swych skałkówek, lecz te, starego systemu, nie donosiły nawet na połowę odległości.
Cofnęli się więc poza linję strzałów, i tam, skupiwszy się w jedną gromadę, radzić nad czemś zaczęli.
Wynikiem tej narady było, iż rozłożyli się obozem w pewnej odległości od oblężonych, nie ośmielając się posunąć poza linję ich strzałów.
— O, do licha! — zawołał Czesław, widząc to, — nie mogąc nas wystrzelać, chcą nas wziąć głodem… Sytuacja staje się groźniejszą, i o ile nie nadejdzie pomoc, za jakieś dwa dni możemy stać się ich ofiarami.
Przygnębienie odbiło się na twarzach wszystkich.
Nie ulegało żadnej wątpliwości, że ostatecznie czeka ich ten los.
Czesław Halicz w ponurej zadumie opuścił głowę na piersi.
Teraz, gdy plany jego uwieńczone być miały powodzeniem, gdy bliskim był końca i urzeczywistnienia marzeń, o których niegdyś roił ze stryjem, czekał go koniec, straszny koniec w mękach wśród bezbrzeżnej piaszczystej pustyni.
Zginie bez śladu, i pamięć o nim wkrótce zaginie, i nikt bliski nie zapłacze nad mogiłą jego…