Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

swoich i jestem pewien, że wtedy dostanie się on w ręce nasze.
Usłuchał słów jego Henryk, nie popasali więc długo w oazie.
Postanowili wracać jaknajprędzej do obozu, ażeby tam wykończyć wszystko na przybycie Kazimierza Halicza, wiadomość o przybyciu którego wielce uradowała Czesława.
Zajmować poczęli miejsca w gondoli aeroplanu, lecz tu naraz zaszła nowa historja z małą Aïą.
W żaden sposób nie chciała wsiąść do gondoli.
Napróżno Said i Dżemil tłumaczyli jej i namawiali, napróżno i Czesław przemawiał do niej, na wszystko odpowiadała milczącem kręceniem głowy, przytulona do pnia wysmukłej palmy rodzinnej oazy, jakby nie mogąc się z nią rozstać.
— Co z nią zrobić? — zapytał wreszcie Czesław Henryka, widząc, że rady sobie z nią nie da — zostawić tu jej nie można, a dobrowolnie jechać z nami nie chce.
— Jak nie chce dobrowolnie, — odrzekł mu na to Henryk, — to trzeba zmusić ją do tego siłą.
I wprowadzając w czyn słowa swoje, zbliżył się do Aï, porwał ją na ręce, i pomimo szarpań i wyrywań się jej, poniósł do gondoli aeroplanu.
Wytężając wszystkie swe słabe siły, chciała się wyrwać z objęć jego Aïa, lecz trzymał ją mocno.