Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/73

Ta strona została uwierzytelniona.

Przerażenie odbiło się na ich twarzach, i tylko niektórzy, śmielsi, groźnie spoglądali na nieznane zjawisko.
Na widok jego Jussuf wydawać zaczął jakieś rozkazy, i wnet wokoło niego zebrało się kilkudziesięciu Arabów, uzbrojonych w karabiny najnowszych systemów.
Rozległ się głos komendy, w stronę unoszącego się w przestworzach aeroplanu wyciągnęły się błyszczące lufy karabinów, nastąpił wnet potem głuchu huk, i grad kul ze świstem przeleciał obok śmiałych lotników.
— W górę!... — zawołał dźwięcznym głosem Kazimierz Halicz, i w jednej chwili aeroroplan, jak rumak szlachetny dotknięty ostrogą, wzniósł się prawie prostopadle do góry, ginąc w przestworzach.
Widzieli tylko dym, snujący się z karabinów po drugiej salwie, lecz kule nie dosięgły już ich, na tak znacznej znajdowali się wysokości.
— Wracamy! — zawołał Kazimierz Halicz i skierował aeroplan w stronę Elektropolisu.
Oczy jego płonęły, a na całem obliczu wyryta była stanowczość... Teraz, gdy widział wroga zbliska, wiedział, co ma czynić. Wahanie się znikło, a miejsce jego zajęła stanowcza decyzja walczenia z nieprzyjacielem do ostatniego tchu w piersi.
Zobaczywszy go, przekonał się, że z takim nieprzyjacielem traktować o pokój nie opłaci się, że nie przystanie on na żadne wa-