Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/93

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz pozostało ono milczące. Żaden znak nawet nie wskazywał, że żądany cud stać się może.
Chwilę trwało pełne naprężenia i uroczystej ciszy oczekiwanie, wreszcie z gardła Mahdiego wybiegły zdławione, połączone z łkaniem, słowa:
— Allah odwrócił odemnie zagniewane oblicze swoje... odebrał mi moc moją... Bezsilny jestem, jak dziecię słabe, lub jak starzec nad grobem stojący...
Wtedy wystąpił na środek Czesław, i dawszy znak otaczającym, by rozstąpili się, wyciągnął rękę, zbrojną prętem stalowym, ku niebu.
W jednej chwili, choć dzień był jasny, słoneczny, potężny blask olśnił wszystkich zebranych, i olbrzymia błyskawica przecięła niebo.
Arabowie cofnęli się w przerażeniu.
Wszakże to był cud, widoczny cud, którego napróżno spodziewali się od swego Mahdiego...
Ogarnięci lękiem zabobonnym padli przed Czesławem na kolana i, wyciągając ku niemu ręce, wołali:
— Tyś Mahdi nasz... Rozkazuj nam... Tobie Allah oddał część władzy i mocy swojej...
Uśmiechnął się lekko na te ich wykrzykniki Czesław, uśmiechnął się i Henryk.
Im jednym wiadome były źródła tej tajemniczej siły. Oto Kazimierz Halicz z wie-