Strona:Edmund Jezierski - Ludzie elektryczni 02.pdf/96

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prowadź nas!.. prowadź nas!..
Na twarzy Czesława odbiło się zakłopotanie. Co z tym fantem robić? Namyślał się przez chwilę, wreszcie postanowienie błysnęło w oczach jego.
— Dobrze, przyjmuję wasz wybór... Zostaję waszym Mahdim. Lecz nie czas teraz na krwawe boje, nie czas na walki i zwycięstwa. Wracajcie do siedzib swoich i czekajcie na znak odemnie. Zjawię się u was, gdy właściwa pora nadejdzie. Tak rozkazuję wam ja, Mahdi wasz.
Ostatnie słowa wymówił głośno i z mocą.
Odniosły one skutek. Arabowie pochylili się w ukłonie i jednocześnie odrzekli:
— Posłuszni ci będziemy, panie...
Wrócili wnet do obozu, i nie upłynęły nawet trzy godziny czasu, gdy przez pustynię sunąć poczęły w powrotnej drodze do siedzib swoich tłumy obałamuconych Arabów.
A odchodząc w drogę powrotną, z zabobonną trwogą oglądali się na widniejące w oddali domy Elektropolisu, tego miasta cudów, w którem przemieszkiwał ich nowy Mahdi.
Pod wieczór już opustoszało zupełnie obozowisko arabskie, i w oddali tylko widniały sznury ciągnących z powrotem karawan.
Na piasku pustyni, na miejscu obozu, znaleźli mieszkańcy Elektropolisu dwa trupy;