Strona:Edmund Różycki (Szkic biograficzny).djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Powrót do kraju, czyli raczej przeniesienie się do sztabu wojsk konsystujących na Wołyniu, przypada na czasy nader niezwykłe. Rozpoczynał się tylekroć opisywany, a dotąd jeszcze wyczerpująco nieopowiedziany okres tak zwany demonstracyjny. Określać znaczenia wypadków owych lat 1860 do 1862 — opowiadać ich treści — nie będziemy. Powiew to Boży, co szedł przez nasze pola i lasy, co kołatał do sumień, do serc oddawna obezwładnionych długotrwałym uciskiem narodowym. Młodzi i starzy, obojętni lub zobojętniali, odżyli niejako pod wpływem tych niezwykłych powiewów, odbiły się one w duszach wielu, a zbytecznem dodawać, iż w głębinach ducha Różyckiego znalazły oddźwięk. On je zrozumiał i odczuł bardziej niż inni i, o wiele lat później, nawet na niewiele tygodni przed zgonem, rad mówił o wielkiej doniosłości tych chwil dla duchowego odrodzenia narodu.
Wobec wypadków szybko rozwijających się, Różycki nie mógł pozostać i nie pozostał świadkiem obojętnym... Nie powołały go do czynu ludzie zabiegi, namowy, obliczenia, lub własna porywczość. Nie. Powołał go — jak niejednego w one dni — głos wewnętrzny, płynący z powiewów Bożych, z tchnienia nieziemskiego, co się unosiło nad ziemią naszą.
Edmund Różycki przedewszystkiem mocno wierzył w ową prawdę, którą niegdyś wygłosił za dni Jagiellońskiej doby hetman Tarnowski, iż „los bitew jest w ręku Bożem, w ręku Pana Zastępów; On sam zwycięża i ten komu On pomagać raczy... O tę więc pomoc przedewszystkiem żołnierz i każdy