Strona:Edmund Różycki (Szkic biograficzny).djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

opłakanych kolejach nie wiedział, lub jeszcze nie dosięgnęły ich były klęski ostateczne.
Pułk jazdy wołyńskiej, czyli jak go pospolicie nazywano „oddział Różyckiego“, po ostatecznem swem sformowaniu się, liczył 850 ludzi: t. j. składał się z pięciu szwadronów kawaleryi (w każdym szwadronie widziano od 140 do 145 głów) i 150 piechoty[1]. Obóz składał się z 85 furgonów. Piechota — jak twierdzi świadek naoczny — pełniła przeważnie służbę przy furgonach, czynną zaś była jedynie w chwilach stanowczych, podczas gwałtownej potrzeby[2].
Jednocześnie z usztyftowaniem rzeczonego pułku, który mieniono też niekiedy „pułkiem jazdy ziem ruskich“, Edm. Różycki otrzymał od Rządu Narodowego stopień generała, którym to tytułem nazywać go odtąd będziemy w dalszym ciągu niniejszego wspomnienia.

Przy boku generała widziano sztab bardzo nieliczny: szef pułku, komissarz Rz. Nar. Stanisław Dunin, kapelan x. Eustachy Szczeniowski (nieodstępujący wodza ani na chwilę) i adjutanci — Aleksander Frankowski, Sierzputowski i Józef Miaskowski. Wśród grona oficerów byli: August Mazewski, Prozor, Machczyński, Konopacki, Szaszkiewicz, Klukowski — jako dowódzcy szwadro-

  1. Piąty szwadron składał się ze 120 głów.
  2. Posługujemy się tu uprzejmie nam zakomunikowaną relacyą naocznego świadka, p. Anzelma Zaruskiego, wołyniaka, który służył pod Ciechońskim, a po rozbiciu szeregów Ciechońskiego, dzielił losy oddziału Różyckiego; walczył w stopniu podoficera pod Salichą.