Strona:Edward Hanslick - O pięknie w muzyce.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

Zapominają o tem i nasi śpiewacy, którzy w momentach najsilniej wybuchającego afektu wyrzucają nieraz słowa, a nawet całe zdania mówione, sądząc, że tym sposobem uzyskają efekt najwyższy. Zapominają oni, że przejście ze śpiewu do mowy zawsze jest degradacją, i że najwyższy normalny ton mowy brzmi niżej, niż najniższe nawet tony tego samego organu w śpiewie. Wykroczenia te

    njalnych właściwości. Wiemy z góry, jakiemu potępieniu zdanie takie podpada. Jeden z najświatlejszych uczonych, który w roku l853-cim w «Allg. Ztg.» powziął myśl walczenia przeciw zasadzie IX Symfonji, uznał za konieczne ukryć swoje nazwisko i przezwać się w tytule «ciasną głową.» Wykazuje on estetyczną dziwaczność, leżącą w tem, że kilkoczęściowe dzieło instrumentalne wypowiada ostatnie swoje słowo dopiero za pomocą chóru. Porównywa dalej Beethovena z rzeźbiarzem, który cały posąg wykuł z marmuru bezbarwnego, a głowę pokolorował. Możnaby nawet twierdzić, że dla każdego, subtelniej czującego słuchacza, chwila wystąpienia głosów nie jest przyjemną, gdyż «dzieło od jednego uderzenia traci równowagę i zdaje się grozić jakimś wywrotem.» W dziesięć lat później dożyliśmy tej przyjemności, że owa «ciasna głowa» zdemaskowała się. Był to Dawid Strauss.