Strona:Elżbieta Jaraczewska - Powieści narodowe 01.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

ubiorów, które choć piękniejsze niż miała na święta jej lalka, cokolwiek jej mniej wygodnemi, niż codzienne wydawać się zaczęły, przez potrzebę, którą miała ich ochraniania. Z żalem nawet spostrzegli ojciec i ciotka, że ta zmiana nie dodając jej wdzięków, a odejmując wolność, zamiast ładniejszą, mniej zgrabną czyniła Emilkę. Mała, krępa, opalona, chociaż czarne oczy blaskiem żywego połyskujące dowcipu, lice jak brzoskwinie rumiane, a uśmiech otwierający malinowe usta, i białe jak perły pokazujący ząbki, miłe z niej czyniły dziecko; nie miała przecież tego powabu powierzchownego, który zwykle, staranne w innym względzie wychowanie, dziewczynkom nadaje. Serce jej jednak przyzwyczajone kochać nieznaną dotąd matkę i siostrę, całym wdziękiem prawdziwej czułości, zdobiły jej wymowną twarzyczkę, na samą myśl ich przybycia.
Od tygodnia wszystkie truskawki z jej ogródka dla matki, ulubiony pieszczony baranek dla siostry były przeznaczone; kanapka zaś, stoliczek, lalczyna garderoba, garnuszki i inne zabawki, w największym porządku czekały przybycia tej miłej przyjaciołki. Wszy-