Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

Machnął na to ręką i zabrał się z pośpiechem gorączkowym do pakowania rzeczy.
Późną nocą, poleciwszy Marcie wysłać sobie frachtem kufer zapakowany, wymknął się, z walizką tylko w ręce, tylnemi drzwiami, wychodzącemi na ciemny zaułek — gdyż przed frontowemi już się tworzył „ogonek“ — i odetchnął dopiero wówczas, gdy znalazł się na wygodnych poduszkach coupé pierwszej klasy i uczuł, że pociąg rusza w dal ciemną.


∗                  ∗

Nazajutrz, pod wieczór, znalazł się Bohusz w swem ustroniu wiejskiem. Gdy wózek, wynajęty na stacji kolejowej, zajeżdżał pod ganek, na progu ukazała się siwiutka, jak gołąb, lecz czerstwa, staruszka i zasłaniając oczy przed czerwonemi promieniami zachodzącego słońca jesiennego, patrzała na niespodziewanego gościa.
Bohusz wyskoczył z wózka, zapłacił woźnicy i podszedł rączo do starej.
— Jak się macie, nianiu — tak ją bowiem zawsze nazywał — przyjechałem znów do was nieco odpocząć.
Stara niania, nie odejmując rąk od oczu, spoglądała na mówiącego zdziwiona.
— Jak to — zawołał Bohusz, zapominając narazie o zmianie swej postaci — toć to ja, Bohusz!
Stara, jakby przypominając sobie znane dźwięki, podeszła i wyciągnąwszy szyję, przyjrzała się gościowi zbliska.
— Że też pan „prefesur“ — zawołała nagle — nigdy mi nie mówił, że ma tak dorosłego syna!