Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy tylko wieść o chorobie jego rozeszła się po wsi, sąsiedzi schodzili się do chaty Piotra, aby ze zmartwionym gospodarzem pogadać i powzdychać. Kobiety tłumnie otaczały tapczan, na którym leżał chory, gadały, doradzały, a Piotrowa, zanosząc się od płaczu, na ziemi u tapczana siedziała.
— Oj, żeby on był nigdy na tę łąkę nie jechał, na tym deszczu nie zmókł i nie przespał się na tej zgniłej kopicy! — mówiła Szymonowa.
— Ale! albo to od łąki, i od deszczu, i od kopicy ta choroba na niego przyszła... — odpowiedziała Rozalka swoim syczącym głosem; a gdy wszystkie kobiety na nią oczy zwróciły, wymówiła:
— To jest zadane, tę chorobę jemu ktoś zadał.
Teraz i mężczyźni przysłuchiwać się zaczęli babskiej rozmowie.
— Aa! — zadziwiły się kobiety, — a któż to taki zrobił?
— Ja wiem, kto. Ta, co jemu ziele na kochanie dawała. Musi być nie takie ono było, jak trzeba, bo zamiast kochania chorobę sprawiło. Chodź, Pietrek, zawołała i do Piotra się zwróciła, — tobie powiem. Tyś ojciec i pomsta za krzywdę syna do ciebie należy.
Piotr wstał za kobietą i do sieni wyszedł. Tam długo ze sobą rozmawiali. Potem Piotr wrócił do izby, widocznie wzruszony i rozgniewany. Zrazu jednak nic nie rzekł, tylko ze zgiętym grzbietem i pochyloną głową na ławie usiadłszy, splunął i zamruczał:
— Zgiń, przepadnij, nieczysta siło!
Potem na syna uważnie spojrzał i zapytał:
— Klemens, ty niedawno piłeś wódkę z Franką, Jakóbową wnuczką? Co? piłeś, czy nie? odpowiadajże!
Parobek zawstydził się, brodę wraz z ustami pod kołdrę chował.