Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

i sprzedadzą, — zaczął drugi chłop. — Ale dowiedziałem się u wójta... Żeby jego... Ziemi nie opiszę, mówi, bo jeszcze nie wykupiona od rządu, ale gospodarstwo za dług opiszę i sprzedam publicznie; w jednych koszulach zostaniecie. Co z tego będzie?
Nagle stanęli obaj i patrzeć na siebie zaczęli.
— Jakób! — rzekł jeden.
— Szymon! — odpowiedział drugi.
— Żeby to człowiek był bogaty, toby długów nie robił.
— Ale.
— U mnie dziewięcioro ludzi w chacie.
— U mnie trzynaścioro, a ziemia taka kiepska, że choć płacz.
Obaj głośno westchnęli i dalej iść zaczęli. Znajdowali się blizko krzyża, wznoszącego się nad rozstajnemi drogami. Naprzeciw nich stało domostwo kowala. Jakób rękę ku domostwu temu wyciągnął.
— Ot tam pieniędzy dużo, — rzekł.
— Czemu niema być, kiedy dyabeł pomaga.
Wtem Jakób Szyszka stanął jak w ziemię wryty i, wskazując na domostwo kowala, szepnął:
— Widziałeś, Szymonie, widziałeś?
Od ciemnego nieba oderwała się niby gwiazda i nad samą chatą kowala zniknęła.
— Widziałem, — odpowiedział Szymon, — gwiazda spadła.
— Oj, ty, durniu, — mówił Jakób, — ty myślisz, że to gwiazda spadła, a to był dyabeł, co przez komin czarownicy pieniądze niósł.
— W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Wiesz ty, co? Jużbym ja i dyabelskimi pieniędzmi nie pogardził, żeby tylko z biedy wyleźć. Możeby kowalka pożyczyła? — niepewnym głosem mówił Szymon.